List do Świata.



Piszę dziś list do samego Świata. Winko zakręciło mi trochę w głowie, więc wszystko układa się nie po kolei i – zupełnie jak w życiu, plany były, jakie miały być, a i tak wyszło, co chciało, jakby Wszechświat już wcześniej zadecydował, co do niego lub do Świata ma być napisane i wysłane, i jakby nie mógł sobie pozwolić na nawet najmniejszy element zaskoczenia, bo nie lubi niespodzianek i ma już swój własny Plan.
Pisałam więc do Boga, którego nawet nie wiem, jak mam pojmować. Czy jako Siłę Wszechwiedzącą, czy poczciwego staruszka, siedzącego na chmurce, spuszczającego siwą brodę do jezior pod postacią innych chmur. Nie znam Go osobiście. Trudno mi więc Jego osobę jako Adresata poprawnie wskazać, bo przecież nawet opisać Go nie potrafię, z wyglądu nawet, a i adresu też nie znam, jako że lubi przecież podróżować i może przebywać właściwie Wszędzie i Nigdzie.
Pomyślałam więc, korzystając z dorobkowej wiedzy nauki, jaką jest logika, że warto byłoby pisać do Czegoś lub Kogoś pewnego, namacalnego, kto/co z pewnością istnieje i nie ma żadnych podstaw do obaw ku temu, że zniknie, czy się tego nie złapie. No i wiem jak wygląda.
Więc piszę do Świata. List w podziękowaniu, pełen refleksji ale i z obelżywymi fragmentami, momentami z prośbą i zawiedzeniem, a momentami w zupełnej radości i zaskoczeniu, że tyle rzeczy przytrafiło się właśnie mnie.
Żegnam się w tym liście z Przeszłością swoją, żeby, jak kulturalnie przystało, podziękować jej za to, co się przytrafiło, pogodzić z tym, co stało i zostało, i pójść sobie dalej bez tego ogromu bagażu, zostawić go w tle, za sobą, w tej Przeszłości całej.
Piszę list pełen nadziei i marzeń do Przyszłości, żeby powitać ją entuzjazmem, ale niekoniecznie czuję ten entuzjazm w sobie, bo jakoś wątpię, czy jest w stanie mi z czymkolwiek samoistnie pomóc, więc tylko uśmiecham się do własnych wypocin i wierzę, że sama dotrę do tego, co piszę. W Przyszłości właśnie.
I jeszcze jeden list piszę, do Teraz, wedle tradycyjnego podziału Czasu, ustrukturyzowanego w ludzkim umyśle i jakaś taka szczęśliwa jestem, czego się w ogóle nie spodziewałam i pewnie spodziewać nie będę.
List do Świata stosunkowo prosto jest wysłać, bo ludzie odkryli na niego tysiące sposobów. Wysyłają listy, adresując je do przypadkowych Odbiorców; inni zakopują je w ziemi i wykopują po latach, tworząc swego rodzaju „Kapsułę Czasu”, albo wrzucają w butelkach do Oceanu. Palą listy nad ogniskami i obserwują, jak wszystko to w powietrzu ląduje. Chowają swoje listy do Świata we własnych wnętrzach, albo spisują je na kartkach, przetrzymując w portfelu, a wszystko to dzieje się na Świecie, więc chcąc nie chcąc, trafi i tak tam, gdzie trzeba.
Do Świata wyjątkowo łatwo jest trafić, kiedy się z nim ciągle przebywa. Mogłabym nawet stwierdzić, że znam go jak własną kieszeń, tylko kieszeni żadnych nie mam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

A Ty, co o tym wszystkim myślisz? :)

Adbox

@nina.yay