Zamknęłam dziś, właściwie dla ludzkiej natury, parę słów w pudełku. Zamykam te słowa na kartkach papieru, albo w bańkach, na szybach zaparowanych od wody prysznicowej, w miejscach bardziej lub mniej ulotnych, jak i same słowa, chociaż nie potrafię zamykać ich nawet w swoim umyśle – ulatują z pamięci szybciej, niż niejeden śmigłowiec.
Słowa, które już od dawna nie nadążają za myślami, stały się pourywanymi słowami-kluczami, albo jakimiś takimi uciętymi słowami, a niekiedy to już tylko znaki, o czym mam pisać, poszatkowane jak sałatka na obiad – i nijak nie mogę jej złożyć w całość. Tak poszatkowane, że czasem już nie pamiętam, o czym właściwie myślałam, i już żadne słowa-klucze nie pomagają, bo kontekstu nie ma.
Ułożyć myśli próbuję, jakbym je przez słomkę, albo filtr przepuszczała, żeby taki gotowy półprodukt mógł trafić na kartkę, klawiaturę, kawałek podręcznej chusteczki, albo papier toaletowy, który i tak robi mi przysługę, bo ma przecież zupełnie inne zobowiązania i funkcje. Ale jakoś tak już jest, że najwięcej pomysłów i myśli to przychodzi w basenie, powietrzu, pod prysznicem, albo w toalecie, i wtedy żadne dyktafony i kartki nie pomogą, i właściwie nijak ułożyć się tego wszystkiego nie da.
Ulotna myśl, trwalsze słowa na zaparowanych szybach i jeszcze trwalsze na kartce papieru, a wszystko i tak kruche i nietrwałe, skazane na zapomnienie. Przyszłość wszystko wytępi, walkę z Przeszłością wszczyna, a my zawiązani na osi między marzeniami typu „będzie”, a wspomnieniami typu „było”, nie czujemy zupełnie „jest”.
Nie wiem pod jaką kategorię trwałości z kolei podciągnąć wirtualne słowa, które – czysto hipotetycznie, gdyby wojna miała nastąpić, wystarczyłoby, aby odcięli nas trwale od sieci i… voile’a. Żadnych innych wojen nie trzeba, zamknięci jesteśmy z braku swoich danych, a jedyne, co zostaje to ta wojna w naszych umysłach, która roztoczy się pomiędzy działami wolnomyślących i szybkomyślących i myślicieli i nie myślicieli, którzy bez swoich danych, zakładów, IT, komórek i połączeń, zostają jedynie z tym, co mają w głowie, a nie tam na żadnych kartkach, czy szybach, czy w pamięci tysiąca komputerów i pamięci sieciowego powietrza.
Uzależniamy się tak szybko, że nie czujemy, że nasze światy w pamięciach ram zapisujemy, w setkach, tysiącach, milionach, a może i miliardach, albo nieskończonej ilości gb, w sieciach rozciągniętych między naszymi ciałami, przepuszczających swobodnie setki informacji. W każdej chwili ktoś ściąga obrazki, muzykę, teksty i wszystko przechodzi gdzieś koło mojego ramienia, oka, głowy, może nawet między uszami, ale jakoś nic we mnie nie jest przez to bogatsze.
A w teraźniejszości naszych umysłów tak ładnie zazębia się to, co było i to, co nastąpi. Przyszłość z Przeszłością ręce sobie podają i godzą się w geście przyjaźni, że to ich wspólne pole, w którym mogą się przenikać nawzajem i stwarzać Nowe.
Podobno oddychamy jeszcze teraz fragmentami naszych pra, pra, pra-… przodków, których komórki krążą ciągle w powietrzu i spotykać się razem jeszcze nawet po nas, i razem z naszymi komórkami krążyć będą.
A ja, Prababciu, nie czuję Cię jakoś zupełnie, a doskonale przecież pamiętam, jak pachniałaś piękną starością. Kiedyś sobie pewnie wspólnie zapachnimy komuś w nozdrzach – ale Będzie zabawa, zupełnie jak Dawniej. Dziękuję Ci za nią już Teraz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
A Ty, co o tym wszystkim myślisz? :)