Spryskana podtekstem.

Podlewanie trawnika nie jest czynnością szczególnie trudną, ani skomplikowaną, ale gdyby ktoś chciał, to i z tej czynności mógłby zrobić zaawansowaną technologicznie umiejętność, albo swoistą pasję. Popisywałby się wówczas słowami typu „podlewanie trawnika to moje hobby, to moje być albo nie być; czynność której oddaję się bez reszty” i mówił z zaangażowaniem i napięciem godnym mrówki przeżywającej okres o kątach padania wody, wysokości i ciśnieniu, z jakim upada na ziemię, technikach podlewania – wzdłuż lub wszerz, albo okręgami, zraszaniem i innymi sposobami, które mogłyby graniczyć z bezwstydnymi pozycjami, o których jakoś w Polsce ciągle lepiej nie mówić publicznie, a jeśli już mówić, to wyłącznie podtekstami i dwuznacznościami, tak na wszelki wypadek – bo i wygodniej, i tabu nie dotyka się za mocno, i może nawet trochę inteligentniej się wypada, niż inteligentnym się jest.
Podlewanie trawy mogłoby stać się terapią, graniczącą z terapią małżeńską, albo z konsultacją seksuologiczną dla par. Bo oto wejście w nowy wymiar podlewania trawy, już nie będzie tylko nauką o ciśnieniu i długości, i wysokości kropli wody i samej wody – jakże magicznego związku, ale i sztuką podlewania trawy. Gdzie zaczynać i jak zaczynać, gdzie przyspieszać i w których momentach zwalniać, gdzie łechtać trawę, a w których miejscach lepiej zostawić ją w spokoju, no i wreszcie po jakim czasie, w jaki sposób i w którym miejscu najlepiej zakończyć.
Kobiety, skąpo ubrane, podlewające trawę, wyglądają jeszcze bardziej nieprzyzwoicie niż kobiety skąpo ubrane maszerujące ulicą, albo stojące w spokoju pod latarnią. Dzieci, biegające pod zraszaczami przestały być dziećmi biegającymi w deszczu i właściwie teraz są tylko efektem tego, co zostało zroszone w radosnym wytrysku życiodajnego źródła. Wody, przecież o wodzie mówię.
"Bezwstydne", bo wcale nie bezwstydne, ale naturalne mnie myśli ponoszą na tematy takie zwykłe, zwyczajne, które ciągle jakoś są TABUlatorowane i podlewane zwykłą czczą gadką. Że też muszę je opisywać, takie piękne rzeczy, w tak prostacki sposób, przyrównując je do trawy podlewanej o świcie, „gdy budzi się dzień, budzi się życie".
A kiedy kończę już wszystko i ostatnie krople na ziemię upadają, wracam z ogrodu i nikt nie wie nawet, nie śmie przypuszczać, co też tam się działo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

A Ty, co o tym wszystkim myślisz? :)

Adbox

@nina.yay