Za czym się tęskni



Kiedy koncentrujemy się na powodzeniach, na tym, co się udało w naszym życiu – nawet jeśli były to niewiele znaczące rzeczy, małe sytuacje, albo spokojne okoliczności w perspektywie całego naszego życia, nabieramy wewnętrznej pewności siebie, wchodząc na ścieżkę wypełnioną wdzięcznością i perspektywą doceniania tego, co nam się wydarza każdego dnia.
Zastanawiałam się kiedyś, za czym tęskni człowiek, który przechodzi na Drugą Stronę, kiedy fizycznie przestaje istnieć. Co rzeczywiście „przelatuje” przed oczami człowieka, który przeżywa ostatnią sekundę swojego życia, przez niektórych nazywaną chwilą trwającą całą wieczność?
Naprawdę jest to kariera? Tęskni się za nią? Za swoimi poglądami, za swoją pozycją w społeczeństwie? Czy ten człowiek rzeczywiście tęskni za tym, do czego dążył? Tęskni za byciem sławnym, tęskni za swoimi marzeniami? Za czym tęsknią ci, których już nie ma,a których nie interesują aspiracje, ale mogą obserwować tych żywych, którzy ciągle za czymś biegną, przepełnieni nadzieją, wiarą i jakimiś wewnętrznymi przekonaniami, potrzebą podbudowywania siebie za pomocą swoich poglądów, wyrażania osobistego zdania, przekonywania do czegoś innych.
Uświadomiłam sobie, że to, za czym tęskni się najbardziej, to te zwyczajne rzeczy, które spotykają nas na co dzień. Wrażenia zmysłowe, do których nie możesz już dotrzeć. Szelest liści, głośny tupot kroków, odkręcanie kurka kranu miejsca, do którego już nigdy nie powrócisz, zapach świecy odpalanej na cmentarzu w Zaduszki, siadanie na zimnej ławce, witanie się z ludźmi, uściski i głośny oddech, kiedy biegniesz. Tęsknisz za możliwością uruchomienia dowolnej muzyki na laptopie i za możliwością napisania wiadomości albo wykonania telefonu do tych, których kochasz.
"Co byś zrobił, gdyby dziś był ostatni dzień Twojego życia?" jest pytaniem o działanie i o desperackie łapanie oddechu na wszystkim, o czym zawsze marzyłeś, a do czego mogłeś lub nie mogłeś dotrzeć. Pytanie o tym, za czym dziś byś tęsknił, gdybyś już był martwy pokazuje chwile, które naprawdę się liczą.
Siedzę na tym samym krześle, co od piętnastu lat i jakoś tak mi lekko, bo właśnie uświadamiam sobie, że wcale martwa nie jestem, ale mogę jeszcze dzisiaj zrobić to, za czym tęskniłabym najbardziej, powiedzieć coś, co zawsze chciałam powiedzieć i zrobić rzeczy, których dotychczas nie zrobiłam, a są w moim zasięgu, zawsze były, tylko ich nie dostrzegałam. I wcale nie muszę do tego wyobrażać sobie końca świata, bo nagle go przeżyłam.
W takich chwilach człowiek zdaje sobie sprawę, że chociaż siedzi ciągle na tym samym krześle, to jest właściwie w zupełnie innym miejscu, które wypełnia się ciepłem, wdzięcznością i radością z powodu tej wielkiej „nic-nie-znaczącej” pełni… albo zupełnym „bezpowodem”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

A Ty, co o tym wszystkim myślisz? :)

Adbox

@nina.yay